Ladowanie Boeinga 767(robi wrazenie) w Delhi 5.45 jeszcze ciemno.W hali przylotow kontrola z termowizja w poszukiwaniu chorych ze swinska grypa.
Prepaid taxi do centrum 250 rupieci + 10 za bagaz.
Ulica Main bazar zwyczajnie poraza. Pewnie to bazar Rozyckiego za czasow swietnosci.Hotel jesli mozna tak nazwaci tak najlepszy w okolicy z restauracja na tarasie.
Tam zjedlismy pierwsze sniadanie(podrozuje z Marzena i Leszkiem)i poszlismy w miasto. Masakra-opedzenie sie od pomocnikow niemozliwe!!! Wszedzie tlumy hindusow. Co chila Marzena czuje czyjas dlon na swoich posladkach lub biuscie.Chyba ma dosyc ale jest naprawde twarda- twierdzi ze mimo wszystko jeje tu sie podoba. Prawdziwy hardcore.
Kazdu nastepny kurs motorysza kosztuje coraz mniejsze pieniadze. Czasem 3 rykszary negocjuje cene..:-)Zreszta Leszek negocjuje do upadlego.
Jest poniedzialek wiec prawie wszystkie zabytki sa zamkniete.
Zwiedzamy Connaught place i z zewnatrz Brame Indii Czerwony Fort Jane Maspijd i wracamy do "hotelu" Shaelton.Obiad w restauracji na dachu, dla mnie tylko cola i chwila relaksu w pokoju wodka z cola dla odkazenia posilku.:-D
Marzena i Leszek zostaja w pokoju na drzemnkeja wybralem sie na piwo wymiane kasy i zeby naskrobac pare slow pierwszego dnia pobytu.
Jest juz po 18 i to byl naprawde dlugi dzien spedzony intensywnie po bezsennej podrozy w samolocie..
Pierwszy dzien pobytu jak w krajach arabskich tylko wszystko w dziesieciokrotnym natezeniu.
Jutro chyba pojade do Agry juz mam dosyc Delhi..ale jeszcze tu wroce